We wszelkiego typu „doradctwie finansowym” od początku coś mi śmierdziało. „Darmowe” i „niezależne” instytucje, które zarabiają na prowizji od udzielonego kredytu/lokaty/zakupu jednostek funduszy i są de facto powiązane kapitałowo z bankami (są ich własnością) – z tego nie mogło wyniknąć nic dobrego…
Oczywiście w czasie hossy i hurraoptymizmu „doradcy” zebrali swoje plony (37% udzielonych kredytów mieszkaniowych zostało udzielonych za pośrednictwem doradców). Teraz jednak niektórzy klienci ich przeklinają.
Oto jeden z przykładów zadziwiającej niekompetencji jednego z takich „doradców” (źródło - GW):
Rok temu braliśmy z mężem kredyt na mieszkanie. Mieliśmy połowę potrzebnego kapitału, ale doradca zalecił nam, żeby pożyczyć na całość, a za pozostałe pieniądze kupić fundusze – opowiada Magda. – Teraz nasza miesięczna rata wzrosła o 700 zł, a połowa pieniędzy z funduszu wyparowała – żali się.
Teraz – w czasie bessy – „doradcy” zyskali złą sławę, na którą zasłużyli. Polskie prawo nie zabrania bowiem nikomu nazywać się „doradcą finansowym”. Szarzy ludzie padli więc ofiarą niekompetentnych i niewykształconych – innych szarych ludzi, dążących do maksymalizacji własnego zysku. Tych bowiem „doradców finansowych” należałoby raczej nazwać „sprzedawcami produktów/usług finansowych”.
Dlaczego więc ja zastanawiam się nad zostaniem doradcą?
W niedalekiej przyszłości zamierzam założyć działalność gospodarczą. Chcę, żeby finanse stanowiły część tej działalności, gdyż branża jest dla mnie dosyć interesująca. Nie zamierzam jednak podpisywać „paktu z diabłem” i zarabiać na prowizjach od banków. Dla mnie klient jest najważniejszy. Wymyśliłem więc rozwiązanie „hybrydowe” – za każdy produkt ustalana byłaby z góry prowizja dla mnie i jeżeli znalazłbym ofertę korzystniejszą dla klienta, a mniej korzystną dla mnie – klient dopłacałby do prowizji, którą uzyskam od banku z własnej kieszeni.
To rozwiązanie jest najoptymalniesze dla mnie i dla klienta – i o to właśnie chodzi. Pytanie tylko czy Ty – jako potencjalny klient – zgodziłbyś się dopłacić z własnej kieszeni kilkadziesiąt lub kilkaset złotych więcej jednorazowo w zamian za komfort świadomości uzyskania najlepszej oferty?
Czekam na komentarze.
PS. Powyżej nie napisałem o swoich kompetencjach do zostania tego typu doradcą, ale to temat na oddzielny wpis, który pojawi się niebawem
Podobne wpisy:
Nie bardzo widzę, żeby ludzie chcieli Ci płacić jako doradcy jeśli na rynku jest masa takich doradców, którzy „nie biorą” pieniędzy.
Właśnie, wracamy do tematu darmoekonomii (tym razem w finansach ). Na szczęście nie zależy mi na „każdym” kliencie, tylko na tych rozsądnych. Czas pokaże, czy znajdą się tacy Myślę, że jakby się do tego jakąś kampanię edukacyjną przeprowadziło, to zrobiłby się rynek na tego typu usługi.
Może coś w rodzaju „Wybrałeś kredyt… zaczekaj! Za kwotę X znajdę dla Ciebie rozwiązanie które uznasz za korzystniejsze(a jeśli nie to nic nie zapłacisz) „. Tutaj klient ewidentnie jest na pierwszym miejscu.
Powodzenia.
Dlaczego nie. Warunkiem jest tylko bardzo wysoka jakość Twojej pracy i odpowiednia znajomość rynku.